Puls rynku
2017-02-06 16:51 | Czyżbyśmy wywróżyli? |
Raporty codzienne |
Kwestia eurodolara
W ostatnich dniach (w szczególności dziś rano, ale i znacznie wcześniej) sugerowaliśmy, że prawdopodobnie trend wzrostowy na EUR/USD zaczyna słabnąć, hamować. Mowa o tendencji, która zaczęła się w pierwszych dniach stycznia. Przypomnijmy: 3 stycznia notowano minimum na 1,0345, zaś 2 lutego mieliśmy 1,0825.
Piątkowe maksima były niższe od czwartkowych, a dzisiejsza świeca jest czarna, spadkowa. Mamy 1,0730 – ale minima wypadły w okolicach 1,0705 – 1,0710. Cóż takiego się stało?
Siła euro została zapewne skontrowana przez Mario Draghiego, szefa Europejskiego Banku Centralnego. Potwierdził on dziś, że inflacja nadal jest w Strefie Euro niska, a w związku z tym konieczna jest stymulacja monetarna prowadzona przez EBC. Wciąż konieczna. Owszem, widać pojedyncze udane odczyty makro i pojedyncze ruchy pro-inflacyjne, ale Draghi uważa, że to zbyt mało, że trzeba myśleć o kwestiach długoterminowych.
Luźna polityka pieniężna rodzi pytania o możliwość powstania baniek spekulacyjnych czy nietrafionych inwestycji, powodowanych tanim pieniędzem, a nie zapotrzebowaniem rynkowym (spojrzenie austriackie). Draghi w jakiejś mierze się do tego odniósł – tzn. jego zdaniem wycena aktywów w Eurolandzie nie wzrosła jeszcze nadmiernie, a spready obligacji są 'zgodne z fundamentami'.
Świetnie wypadły dziś dane z Niemiec, to prawda: zamówienia w przemyśle wzrosły o 10,3 proc. r/r bez sezonowości oraz o 8,1 proc. r/r z jej uwzględnieniem (tu zakładano 4,2 proc.). Indeks Sentix wpisał się w prognozy (17,4 pkt). Najwidoczniej jednak to nie wystarcza, by podbijać wartość euro, skoro Draghi powiedział, co powiedział. Poza tym duża część danych z USA też jest niezła, a ostatni komunikat Fed nie był bynajmniej jednoznacznie gołębi. Rynek jest więc trochę rozchwiany, bo też i Trump nie pomaga – raz pro-rynkowy, raz protekcjonistyczny. Podejrzewamy zatem, że może powstać, a właściwie już powstaje, konsolidacja w pobliżu 1,07 – 1,08.
W tym tygodniu dane makro nie będą tak mocne jak np. payrollsy z ubiegłego tygodnia, ale np. jutro poznamy produkcję przemysłową Niemiec. Poza tym padną też wypowiedzi przedstawicieli Fed, np. dziś będzie to Harker. Co więcej, w ubiegłym tygodniu wypowiedział się Charles Evans. Choć uważa się go za gołębia, to jednak przyznał, że jest w stanie zaakceptować scenariusz nie tylko 2, ale i 3 podwyżek stóp w tym roku, a w dodatku optymistycznie mówił o gospodarce.
Na złotym
Na euro-złotym mamy pewną tezę długoterminową, tzn. chodzi o długoterminową przeszłość. Otóż od września 2015 można mówić o swego rodzaju trendzie wzrostowym. Na szczytach działy się przez ten czas różne rzeczy, ale jednak minima stopniowo były coraz wyżej. Złoty zatem tracił, trend się potwierdzał kolejnymi odbiciami, np. na początku kwietnia 2016 czy w połowie sierpnia.
Ta linia jest testowana po raz kolejny. Istnieje szansa, że pęknie – i wtedy moglibyśmy mieć zupełnie nowy obraz, włącznie z myśleniem o 4,20 czy 4,10. Na razie jednak temat nie został przesądzony, istnieje możliwość, że dojdzie do odbicia. A jeśli tak, to złoty może stracić kilka groszy. Przemawiałaby za tym także okazja do korekty. Oczywiście z drugiej strony euro traci na głównej parze, ale to nie zawsze pomaga nam na euro-złotym. Ostatecznie niższy eurodolar to mocniejszy dolar, większa wiara w podwyżkę stóp w USA – i przez to odwrót od rynków wschodzących.
Na USD/PLN mamy ok. 3,99. Są pewne problemy z mocniejszym zbiciem kursu na południe, np. poniżej 3,98. Cóż, skoro dolar przestał się ostro osłabiać, to nie ma się czemu dziwić.