Puls rynku
2018-01-25 19:20 | Długoterminowe przełomy czy ostatnie ruchy przed cofnięciami? |
Raporty codzienne |
Draghi – i co dalej?
Wszyscy czekali dziś na Mario Draghiego, na to, czy uda mu się obniżyć kurs eurodolara poprzez wypowiedzi o charakterze gołębim. Ale wygląda na to, że ta sztuka się nie powiodła, jakkolwiek nie można odmówić prezesowi Fed szczerych intencji (albo wiarygodnego ich przedstawienia).
A więc Draghi mówił, że zmienność kursu euro (czyli de facto jego niedawna intensywna aprecjacja, wciąż trwająca) stanowi przyczynę ogólnej niepewności i trzeba ją monitorować. Perspektywę ewentualnych podwyżek stóp procentowych odsunął w daleką, bliżej nieokreśloną przyszłość – stwierdzając, że arcy-niskie poziomy zostaną utrzymane jeszcze długi czas, w tym czas po zakończeniu operacji QE. Mało tego, nie tylko nie podniósł klarownie tematu zakończenia QE we wrześniu 2018, ale i zapewnił, że EBC jest gotowy, by zwiększyć skalę skupu lub przedłużyć czas jego trwania.
Ale – niefortunnie? - powiedział też, że faktycznie najnowsze dane makroekonomiczne pokazują intensywny wzrost gospodarczy w Strefie Euro. Na rynku zajęto się najwidoczniej tylko tym aspektem i podbito wykres aż do 1,2530 (jak na razie).
W jakim sensie te momenty są ważne? Otóż weźmy długoterminowy wykres eurodolara, taki, który obejmie rok 2008. Wtedy notowano ok. 1,60. Maksima z lat 2008, 2009, 2011 i 2014 dają linię spadkową. Trochę straciła ona na znaczeniu w drugiej połowie 2014, bo wykres poszedł znacząco w dół, zamiast kulturalnie schodzić wzdłuż linii przy pomocy naturalnych korekt – ale istotne jest to, że jeśli miałaby się potwierdzić, to właśnie teraz. Świeca miesięczna za styczeń 2018, jeszcze nie ukończona, w zasadzie dotyka tej linii czy nawet ją przekracza. Teoretycznie zatem powinna teraz przyjść poważna korekta i potwierdzenie generalnej tendencji, przynajmniej na kilka miesięcy. Nadal sądzimy, że to bardzo prawdopodobne, ale to nie jest "bardzo" typu "90 procent".
Kwestia USD/PLN
Opisana wyżej linia spadkowa na eurodolarze ma w pewnym sensie swój odpowiednik na USD/PLN. Tu jednak bardziej sensowne byłoby traktowanie jako punktów odniesienia dołków z 2011 i 2014 roku. W ten sposób widzimy proces wspinania się wykresu na północ, z korektą w 2012 – 2013 – i z następną korektą w 2017.
Otóż świeca styczniowa przechodzi od góry przez ową linię. Zdaje się, że jeśli najbliższe dni nie przyniosą mocnej korekty, to pożegnamy długoterminowe osłabianie złotego (tak, osłabianie – pamiętajcie Państwo, że mówimy o mniej więcej dekadzie, nie tylko o ostatnim roku). To otwierałoby zupełnie nową perspektywę, np. zejście do 2,99 – 3,00, do wsparcia z końca 2013 i początku 2014.
Na euro-złotym możemy z kolei połączyć dołki z przełomu 2010 i 2011 oraz z 2015. Daje to linię zwyżkową, acz oczywiście bardzo łagodną, nie przeczymy temu. Tym niemniej do tej linii jeszcze trochę miejsca zostało.
Czy złoty ma fundamentalne powody, aby w tym roku choć trochę stracić? Przez "choć trochę" rozumiemy nawet kilkadziesiąt groszy, w końcu mowa o perspektywie długoterminowej. Cóż, dane makro z Polski są (na razie?) dobre, ale np. polityka RPP jest mocno gołębia. Polityka EBC i Fed to tymczasem – quand meme, ale jednak – proces zacieśniania. Draghi mówi o przedłużaniu QE, ale np. Weidmann, Hansson czy niektórzy inni decydenci wprost nawołują do tego, by zamknąć QE we wrześniu 2018. Bank Kanady jest na jastrzębiej ścieżce, zaś Fed może wykonać nawet i te obiecane 3 ruchy w roku bieżącym. Złoty bardzo dużo zyskał w roku 2017, w sumie bez poważniejszych korekt na USD/PLN (oraz z jako taką korektą na EUR/PLN) – powinien coś oddać. A w najbliższych kilkunastu dniach powinno się to rozstrzygnąć...