Puls rynku
2018-07-27 20:28 | Lata, miesiące, tygodnie, dni i godziny |
Raporty miesięczne |
Retrospektywa i perspektywa
Powtórzmy nasze stare, dobre (i przecież nie zgrane) tezy oraz obserwacje. W 2008 roku eurodolar zaliczył maksima w pobliżu 1,60. Potem przyszedł giełdowo-forexowo-gospodarczy Ragnarok, zmierzch bożyszcz doradztwa i tradingu, wszyscy lamentowali, a wykres ruszył na południe, co w jakiś sposób miało obrazować ucieczkę od ryzyka w stronę bezpiecznej przystani dolara. Oraz, tak czy inaczej, techniczną korektę po paru latach aprecjacji euro.
Uformował się trend spadkowy, można poprowadzić odpowiednią linię po maksimach. Później, dużo później, były lata 2015 - 2016, kiedy wykres szusował po niskich poziomach rzędu nawet 1,05. Zdawało się, że trend jako taki się rozmył i zakończył, ale dał jeszcze coś z siebie u progu tego roku, co zresztą wieszczyliśmy. Innymi słowy, po zwyżce euro, pod znakiem której upłynął rok 2017, przyszło przesilenie - z okolic 1,25 przeszliśmy w rejon 1,1515 - 1,1850. Otóż w pobliżu 1,15 mamy wsparcie, które też rozpoznaliśmy (zresztą, było to dość naturalne). Na razie wykres trzyma się w konsolidacji, trwa to od połowy maja i nie bardzo wiadomo, co dalej.
Z jednej strony, trend pro-dolarowy mógłby być kontynuowany. W końcu Fed ma podnosić stopy procentowe, być może wykona jeszcze dwa ruchy w tym roku, czyli razem cztery... i tak dalej, i tak dalej. Ale to jest w jakiejś mierze zdyskontowane, a poza tym co jakiś czas słychać decydentów, którzy sugerują, że z tymi czterema skokami to przesada, może warto byłoby ograniczyć się do trzech albo w ogóle już nic nie ruszać. Co więcej, powoli, ale nieubłaganie w stronę zaostrzenia polityki zmierzać będzie EBC. Najpierw nastąpi ograniczenie QE (z końcem września), potem zamknięcie tego programu, a potem... A potem będzie zima, wiosna i lato 2019. Do tego czasu oprocentowanie nie ma być ruszane, ale "po lecie" może być różnie. Niektórzy sądzą, że Draghi przed końcem kadencji rozegra jedną lub dwie podwyżki.
W dodatku USA wplątują siebie i świat w wojnę handlową, co raczej szkodzi dolarowi. Może oczywiście chwilami pomagać: tzn. wtedy, gdy Stany akurat osiągają coś po swojej myśli. Rzecz w tym, że nie zawsze osiągają, bo inne kraje, w tym Chiny, Kanada czy UE jako całość - potrafią się postawić. Mogą też ograniczać skup obligacji USA. Zresztą, Trumpowi nie chodzi przecież o mocnego dolara. Ostatnio świadomie go osłabił, krytykując jastrzębią politykę Fed. Ruchy nie były jednak tak znaczne, by przełamać konsolidację. Ten tydzień dopala się przy 1,1660, co właściwie nie mówi nam nic konkretnego. Wydaje się jednak - wstępnie - że wiosenne umocnienie USD było łabędzim śpiewem trendu trwającego od dekady i teraz powinien się on rozmyć lub nawet zawrócić. Innymi słowy, przemienić się we wzrostowy. Ten drugi scenariusz byłby zrozumiały zwłaszcza w sytuacji, w której EBC nie wycofałby się ze swych relatywnie jastrzębich deklaracji, a Fed - a Fed by się wycofał ze swoich, dokonując np. tylko trzech podwyżek w 2018.
Dziś mieliśmy odczyt nt. PKB USA za II kw. 2018. Annualizowany wynik to 4,1 proc., zgodnie z prognozą. Deflator PKB wyniósł aż 3,2 proc. k/k, oczekiwano tylko 2,3 proc. Z drugiej strony, mierzący inflację PCE Core miał wynieść 2,2 proc., było raptem 2 proc. (k/k). Po danych dolar się osłabił, para odbiła z 1,1625 do obecnych poziomów.
Na złotym
Szczególna jest sytuacja euro-złotego. U progu roku wykres schodził poniżej 4,13 - a potem, po różnych perturbacjach, zaczął wybiegać na północ. Złoty wyraźnie tracił. W miarę wygodna koncepcja to linia wzrostowa po minimach z maja, czerwca i lipca (pomijając dołki z ostatnich dni). Ale właśnie ta linia została w tym tygodniu zanegowana, a dziś przetestowano nawet 4,2685. Z drugiej strony, dzień kończy się przy 4,2820, tak więc test ów mógł być tylko rozpoznaniem terenu, po którym rynek wycofa się na starsze, wyższe pozycje. Może się więc okazać, że złoty znów trochę straci, choć regularność trendowa niekoniecznie się zaraz objawi. Rejon 4,34 - 4,35 uznajemy za w miarę sensowny opór.
Para dolar-złoty biegnie raczej tak jak eurodolar, tylko odwrotnie. Oczywiście to nie jest jakieś banalne, matematyczne przełożenie i "inni szatani są tu czynni", tacy jak np. Rada Polityki Pieniężnej (która nie myśli na razie realnie o podwyżce stóp) czy polscy konsumenci i producenci, tzn. ci wszyscy, którzy swymi działaniami generują pośrednio odczyty makro z Polski. Im lepsze, tym mocniejszy złoty - ale tylko ceteris paribus i w praktyce nie musi się to spełniać.
W każdym razie USD/PLN utknął w konsolidacji odtwarzającej sytuację głównej pary. Zakres to ok. 3,60 - 3,80, mierząc od maja, ale bardziej sensowne jest teraz mówienie o obszarze 3,66 - 3,74, z odchyleniami po obu stronach.