Puls rynku
2018-04-26 22:04 | Przełomowy dzień |
Raporty codzienne |
Stało się
Stało się: eurodolar rozbił dołem konsolidację, która uformowała się w drugiej połowie stycznia i która obejmowała zakres od 1,2160 do 1,2550 (w przybliżeniu). Trzymiesięczne wahania zakończyły się wygraną strony pro-dolarowej.
Już na początku tygodnia dolar był wyraźnie umocniony, acz potem rozegrano małą, krótkotrwałą korektę do 1,2240. Przyjęliśmy wówczas, że jeżeli ten ruch nie będzie kontynuowany, to znaczyć to będzie, iż konsolidacja słabnie u dołu. Faktycznie, dziś pękła – a wspólnej walucie Eurolandu nie pomógł Mario Draghi.
Oczywiście jego wypowiedzi nie były jakieś szczególnie pesymistyczne. Mówił dziś (po 14:30, w czasie konferencji prasowej EBC) o tym, iż gospodarka Strefy Euro się rozwija, a inflacja zbliżać się będzie do celu. Wszystko to było jednak stonowane, opatrzone jakąś niepewnością: inflacja ma iść w górę, ale niekoniecznie do samych 2 proc., inflacja bazowa wciąż jest za niska, dynamika rozwoju zdaje się przybierać postać umiarkowaną itd. Oraz oczywiście, jakżeby inaczej, operacja QE potrwa do końca września lub dłużej, a stopy procentowe także i później pozostaną niskie.
Owszem, w czasie konferencji wygenerowano krótkotrwały, próbny ruch do 1,22 – 1,2210, czyli w górę, ale zaraz potem rynek zrozumiał, w czym rzecz – i poprowadził cenę dolara wyżej (czyli kurs eurodolara niżej). Przez dawne wsparcie konsolidacyjne przeszliśmy szybko i bez bólu, a teraz widzimy okolice 1,21.
To rzeczywiście przełom, być może nie tylko w skali tych ostatnich paru miesięcy. Otóż jeśli spojrzymy na wykres eurodolara w ujęciu długoterminowym, to zobaczymy, że – quand meme, pomimo wszelkich korekt i zawirowań – dolar stopniowo się umacnia, wykres idzie na południe. Dość wziąć maksima z 2008, 2011, 2014 – i te najnowsze, z przełomu 2017 / 2018.
Oczywiście na razie wydarzyło się zbyt mało, by obstawiać oszczędności życia na to, że ów generalny trend się jednoznacznie potwierdzi i że np. w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy znów zejdziemy do 1,05 albo niżej (czy choćby do 1,15) – ale coś piszczy w trawie wykresów.
Nieszczęścia polskiego złotego
Niektórzy są oczywiście szczęśliwi – ci, którzy np. tanio kupili euro i dolary, a teraz chcą na tym biznesie zarobić. Ale tak czy inaczej pijemy do faktu, że złoty się wyraźnie osłabił. Tak zakładaliśmy już parę miesięcy temu. Rzecz jasna mogło się to nie sprawdzić – i wtedy może nie przyznawalibyśmy się tak ochoczo do błędnych prognoz – ale mieliśmy pewne argumenty. Począwszy od luźnej polityki RPP, poprzez możliwą korektę tego, co złoty zarobił w całym roku 2017 tudzież spadek fascynacji dobrymi danymi makro z Polski, po kluczową rzecz, czyli fakt, że polityka Fed jest relatywnie jastrzębia. W końcu w USA mówi się o trzech podwyżkach stóp na ten rok.
No i trendy, trendy... Odbiciem opisanej wcześniej tendencji eurodolarowej jest w jakiejś mierze kształt dolar-złotego od roku 2011. To tendencja zwyżkowa, która teraz się potwierdza, przynajmniej wstępnie. Mamy 3,49 (kto by pomyślał, jak szybko to poszło?) - i sądzimy, że jeśli dojdzie do wyraźnego przebicia 3,50, to rzeczywiście będziemy w nowym świecie.
EUR/PLN jest na 4,2250. To i tak dobrze, bo był w pobliżu 4,24, choć tej symbolicznej granicy raczej nie naruszył. Także i tu można wychwycić długoterminową tendencję podwyższania wykresu, tj. stopniowego osłabiania PLN. Jest ona jednak dużo mniej wyraźna niż na dolar-złotym, w dodatku można jest przeciwstawić klarowny, półtoraroczny trend spadkowy. W zasadzie o ten trend toczy się teraz walka. O ile w przypadku USD/PLN przełożenie z eurodolara jest dość proste, o tyle na euro-złotym wygląda to w sposób mniej oczywisty. Na razie spadek wartości euro względem dolara nam nie pomaga, ale w takim razie może się okazać, że korekcyjny wzrost tejże wartości nam nie zaszkodzi: innymi słowy, euro zyska do dolara, a straci do PLN. Przy obecnej atmosferze wokół euro, która nie jest specjalnie ufna, to sensowny scenariusz. Zauważcie jednak Państwo, że mimo wszystko mówimy tu li tylko o korekcie...