Puls rynku
2017-04-13 04:59 | Bywają nieoczekiwane momenty |
Raporty codzienne |
Zaskoczenie impulsem do potwierdzenia trendu
Wczoraj wieczorem, jeszcze po godzinie ósmej, mieliśmy ok. 1,06 na eurodolarze i wydawało się, że ta sytuacja jest uzasadniona, a poza tym – że tak po prostu dopali się dzień. Tymczasem wkrótce potem eurodolar potwierdził gwałtownym ruchem linię wzrostową biegnącą poprzez minima z 3 stycznia i 2 marca.
Naturalnie nie był to po prostu jakiś "techniczny cud". Wydarzyło się coś konkretnego i fundamentalnego. Mianowicie Donald Trump nieoczekiwanie stwierdził w wywiadzie dla Wall Street Journal, że jego zdaniem dolar staje się zbyt mocny. Ba, przypisał samemu sobie winę za ten stan rzeczy, tłumacząc, że ta siła wynika z zaufania ludzi do niego. Dodał też, że docenia pracę Janet Yellen, ale nie jest przekonany co do jej kolejnej kadencji (ta obecna upływa w lutym 2018), a także, że optuje generalnie za niskimi stopami. Cóż, wpisuje się to w jego protekcjonistyczne nastawienie (tani dolar wspiera, ogólnie rzecz biorąc, eksporterów), ale sama wypowiedź pojawiła się nagle i podziałała wybuchowo, prowadząc główną parę do 1,0675.
Trump dodał także, że Chiny przestały dewaluować swoją walutę i że nie będzie traktował Państwa Środka jako kraju manipulującego swym pieniądzem. W ten sposób w jakiejś mierze sprzeniewierzył się swej wyborczej obietnicy, ale wiadomo, że w polityce "zawsze" i "nigdy" to pojęcia nierozerwalnie związane z klauzulą "dopóki nie zmienią się okoliczności".
Tymczasem Korea Północna zapowiada, że 13 kwietnia zdarzy się coś wielkiego i nakazała zagranicznym dziennikarzom, by byli gotowi na ten dzień. Zobaczymy, choć oczywiście jest to zapewne zagrywka, która skończy się czymś banalnym. Zresztą, 15 kwietnia, za dwa dni, są 105 urodziny Kim Ir Sena.
Czekamy dziś na parę odczytów makro. Pojawią się dane z Chin o imporcie i eksporcie, poza tym o 6:30 mamy produkcję przemysłową Japonii za luty, o 8:00 niemiecką inflację CPI, zaś o 14:30 amerykańskie wnioski o zasiłek (tygodniową liczbę). Do tego o 16:00 poznamy indeks Uniwersytetu Michigan.
Nasz złoty
Polityczną affaire ostatnich kilkunastu godzin znów jest sprawa p. Misiewicza, ale o tym wspominamy li tylko na marginesie i z przymrużeniem oka, bo na waluty los młodego polityka jeszcze nie wpływa. Złotemu zresztą polepszyło się w relacji do dolara, schodziliśmy nawet do 3,9770. Naturalnie to przełożenie ruchu z głównej pary. Tym samym w ostatniej chwili obronił się poziom 4 zł – co nie znaczy, że nie będzie on znów atakowany.
Ostatecznie przecież Donald Trump nie jest szefem Fed i nie ma bezpośredniego wpływu na jego działania – i niekoniecznie zatrzyma ten program-minimum, jakim są trzy podwyżki na rok 2017. Bo tak, dla wielu członków FOMC i dla rynku to już wyceniony program-minimum. Zawsze to opcja relatywnie jastrzębia, podczas gdy EBC tkwi w dodruku pieniądza i ultra-niskich stopach, co zresztą niedawno potwierdził Draghi. Oczywiście złośliwcy powiedzą, że być może Yellen zacznie dostosowywać swe nastawienie do ewentualności drugiej kadencji... Ale można też patrzeć na to z perspektywy "mieć ciastko i zjeść ciastko" – jeśli polityka podwyżek stóp będzie kontynuowana, to z nieco wyższych poziomów eurodolara.
O 14:00 poznamy bilans płatniczy Polski i to właściwie tyle, jeżeli chodzi o nasze dane makro. Na euro-złotym zawirowania głównej pary nie wywołały jakiejś potężnej zmiany, mamy obecnie 4,2480. Nadal zasadniczy obraz to konsolidacja 4,21 – 4,26.