FMC Management
 

Aktualności

RSS Facebook

Kategorie

Kalendarium

22 grudzień 2024

Puls rynku

2018-05-18 22:16

Kwestia skali i spojrzenia

Raporty tygodniowe

Spójrzmy na główne wykresy
To, co się stało na wykresie eurodolara w końcówce kwietnia, a następnie w maju, robi wrażenie nawet jeśli weźmiemy pod uwagę tylko perspektywę ostatnich 5 – 6 miesięcy. Przebito w końcu trzymiesięczną konsolidację, nastąpiło wyjście dołem, tj. umocnienie dolara. W miejsce zakresu 1,2160 – 1,2550 pojawiło się parcie w kierunku 1,18 – a w ostatnich dniach osiągano nawet i niższe poziomy, typu 1,1750 (na dzisiejszej, piątkowej sesji).

A teraz przestawmy wykres na taki, który obejmie ostatnią dekadę. Dziesięć ciekawych lat, począwszy od 2008, gdy kreślono szczyty w pobliżu 1,60. Otóż łatwo można wytyczyć w miarę sensowną linię spadkową po coraz niższych maksimach lokalnych. Jasne, lata 2015 – 2017 zaburzają klarowność obrazu, niemniej rok 2017 da się w tę wizję wspasować jako czas korekty wzrostowej w obrębie trendu. Rzeczywiście, już u progu tego roku, albo i wcześniej, pisaliśmy o wspomnianej linii. Zakładaliśmy, że się potwierdzi, choć oczywiście dostrzegaliśmy też wątpliwości i obiekcje. Tym niemniej są pewne argumenty za takim kierunkiem rozwoju, jaki faktycznie nastąpił.

Po pierwsze, pewnie nie tylko my widzieliśmy linię i nie tylko my podejrzewaliśmy, że w okolicach 1,25 ustawiane są odpowiednie stop-lossy. Ot, analiza techniczna, samopotwierdzenie. Po drugie, polityka Rezerwy Federalnej jest dość jastrzębia: Fed stopniowo podnosi stopy, w tym roku raz już to zrobił i zapewne wykona jeszcze dwa takie ruchy... a niektórzy mówią niekiedy, że i trzy (czyli razem cztery). Ci niektórzy to nie tylko "anonimowi ludzie z internetu", ale i członkowie FOMC.

Po trzecie, działania polityczno-gospodarcze Trumpa na razie nie przyniosły żadnej katastrofy: nie doszło do wojny z Koreą, nie rozpętano wojny światowej na kanwie awantury z Rosją o Syrię, nie rozpoczęła się autentyczna wojna handlowa z Chinami, a z niektórymi innymi państwami podjęto lub zapowiedziano rozmowy w sprawie taryfowych kompromisów. Po czwarte, część analityków liczy na pozytywne dla amerykańskiej gospodarki efekty reform podatkowych Trumpa. Po piąte, w Strefie Euro mamy ostatnimi czasy relatywnie słabe odczyty, szczególnie w Niemczech, gdzie zawodziły takie wskaźniki jak Ifo, ZEW czy PMI dla usług. Z tego powodu rynek może nie dowierzać w jastrzębie uwagi osób takich jak Villery czy Nowotny z EBC – albo może tak czy inaczej uważać, że w obliczu sygnałów dekoniunktury nie ma co przesadzać z podbijaniem euro. Po szóste, wysoko stoi rentowność obligacji amerykańskich. O tym, że wróżenie z rentowności jest trochę niepewne i pełne paradoksów, pisaliśmy kiedy indziej, ale teraz nie musimy do tych niuansów wracać.

Tak więc – są to jakieś argumenty, a ostatnio można do nich dorzucić także niepewność mainstreamu polityczno-ekonomicznego w kwestii tego, co wymyśli nowa koalicja we Włoszech, zwana "prawicowo-populistyczną". Chodzi o takie kwestie jak żądanie zdjęcia sankcji nałożonych przez UE na Rosję czy działania w kierunku wyjścia ze Strefy Euro i umorzenia włoskich długów.

GBP/EUR biegnie sobie w konsolidacji, jeśli spojrzeć na to przez pryzmat dotychczasowej części roku 2018 i końcówki roku ubiegłego. W takim układzie mamy zakres od 1,1080 do ok. 1,1520-30 – ale w kwietniu widać było podbicie wyżej, do 1,1580. W ogóle zresztą w owej konsolidacji można się doszukiwać łagodnej tendencji wzrostowej, czyli umacniającej funta. Co prawda 10 maja funt stracił po posiedzeniu Banku Anglii, które uznano za niedostatecznie jastrzębie – ale w sumie straty te już z naddatkiem odrobiono.


Nasz złoty polski
Zakładaliśmy parę miesięcy temu, że złoty straci na wartości w dalszej części roku, czyli np. teraz. Naturalnie ktoś mógłby powiedzieć, że naszym argumentem było li tylko to, iż "skoro tyle zyskał, to teraz musi coś oddać". Owszem, taka logika też stanowiła pewien komponent naszego myślenia (wbrew pozorom, nie jest ona aż tak słaba...) - ale były i inne argumenty. Jednym z nich jest bardzo luźna polityka RPP – ostatnio szef NBP twierdził nawet, że stopy mogą pozostać na obecnych poziomach nawet w roku 2020. Rynek może się też obawiać o ewentualne przeniesienie objawów słabości w Niemczech na rynek polski. Inny argument to potwierdzenie 10-letniej linii pro-dolarowej na głównej parze: szkodzi to nam głównie na USD/PLN, ale i na EUR/PLN rzecz się odbija negatywnie. W istocie pierwsza z tych par otarła się niedawno o 3,65, a druga o 4,30.

Tomasz Witczak
O polskim przemyśle i sprzedaży w tym tygodniu -->
Serwis zintegrowany z aplikacjami LucidOffice