Puls rynku
2017-08-25 21:51 | Przełom faktyczny czy mniemany? |
Raporty codzienne |
Yellen, Draghi, główna para
Możemy przypomnieć po raz kolejny, że jeszcze w czasach, gdy eurodolar przebijał okolice 1,16 – 1,17, przewidywaliśmy, iż następną fazą nie będzie konkretny, natychmiastowy ruch w górę, ale raczej konsolidacja. Później opisywaliśmy zakres tego trendu bocznego, który faktycznie zaczął się tworzyć, jako 1,17 – 1,19 – i rzeczywiście tak było, acz z pewnymi odchyleniami.
Na południu notowano niekiedy ok. 1,1670, a na północy mamy dziś wieczorem 1,1920. I to jest właśnie pytanie o przełom. Jak wiadomo, rynek w tym tygodniu był skoncentrowany przede wszystkim na piątku. Oczywiście były też wątki: np. słaby indeks ZEW z Niemiec oraz dobry indeks Ifo (podany dziś), dobry PMI dla przemysłu niemieckiego i słaby dla przemysłu USA, problemy i pogróżki Donalda Trumpa, straszącego wyłączeniem rządu, jeśli nie otrzyma pieniędzy na budowę muru zatrzymującego migrantów z Meksyku.
Ale dziś mieliśmy już wystąpienia na sympozjum w Jackson Hole. Rynek zasadniczo ustawiał się pod gołębi wydźwięk tych przemówień, tzn. przemówień Yellen i Draghiego. Yellen rzeczywiście brzmiała gołębio, dolar na tym mocno tracił po 16:00. Mówiła, że zmiany monetarne powinny być umiarkowane, że system finansowy jest bezpieczniejszy niż kiedyś, ale nadal istnieją klasyczne czynniki ryzyka; w ogólności jednak było to ogólne podsumowanie sytuacji i na pewno nie było w nim sugestii, że szefowa Fed optuje za trzecią podwyżką w tym roku, tym bardziej we wrześniu. Zresztą, nikt tego nie oczekiwał. Zabrakło też jakichś drobnych, choćby pozornych akcentów, które mogłyby wywołać gwałtowny zwrot w stronę dolara.
Przemówienie Draghiego też było mętne, ogólne i poruszało tematy historii najnowszej, jak też i zawierało tradycyjne formuły o konieczności wspierania wzrostu itd. Zdaje się więc, że euro zyskało głównie kosztem spadku zaufania do dolara. Ale w takim razie istnieje możliwość, że nienaturalny wyskok pary eurodolarowej zostanie skorygowany i konsolidacja się utrzyma. Wymagałoby to zejścia poniżej 1,19. Rzecz uważamy za możliwą, chyba że w poniedziałek gracze zechcą "docisnąć" temat – tyle że nie będzie zbyt wiele pretekstów, bo kalendarium makro jest prawie puste.
W tle było jeszcze słychać jastrzębi głos Loretty Mester z Fed, która stwierdziła, że nie należy czekać na osiągnięcie wymarzonego celu inflacyjnego, tylko trzeba normalizować politykę pieniężną. W jej ustach nie było to jednak zaskoczenie, a poza tym skoro dziś przemawiała jej szefowa, to rynek nie docenił pani Mester.
Na złotym
Także i na złotym możemy pytać o to, czy przełom jest faktyczny czy jedynie pozorny. Na euro-złotym zakreślono dołek 4,2470, teraz jednak jesteśmy grosz wyżej. Nawiasem mówiąc, jeśli linię trendu zwyżkowego, trwającego od połowy maja, poprowadzić nisko, opierając ją tylko o dołek z lipca, to moglibyśmy rzec, że nawet obniżka do 4,2250 nie musiałaby negować generalnej tendencji.
Trzeba przyznać, że na dolarze niemal odpuściliśmy sobie scenariusz powrotu do 3,57, a jednak ten powrót nastąpił. Nadal jednak podejrzewamy, że przebicie tej linii i zejście do 3,53 – 3,54, dołków z 2015, może być problematyczne. Szansa dalszego umocnienia złotego zaczyna jednak powoli rosnąć, biorąc pod uwagę bardzo jednoznacznie gołębie deklaracje takich osób jak np. Kaplan z Fed, gdy równocześnie Janet Yellen niespecjalnie wchodzi w narrację pogłębiania zacieśniania.