Puls rynku
2016-02-05 14:42 | Ważny tydzień, ważne zmiany |
Raporty tygodniowe |
Konsolidacja to już historia
Trend boczny na eurodolarze był naprawdę silny i wyraźny przez równo dwa miesiące. Jak pamiętamy, 3 grudnia Mario Draghi rozczarował rynki, ponieważ ogłoszone przez niego pogłębienie luzowania ilościowego, ograniczone do obniżki stóp i przedłużenia (ale nie powiększenia) QE – zostało odebrane jako rozczarowujące.
Wówczas EUR/USD gwałtownie wybił się z poziomów w pobliżu 1,06 do okolic 1,10. Później mieliśmy przez całą resztę grudnia, styczeń i początek lutego wahania w zakresie 1,08 – 1,10, choć formalne minima to ok. 1,0710 (u progu nowego roku), a szczyty notowano na 1,1060 (pierwsza połowa grudnia).
Dopiero w tym tygodniu gracze uznali, że warto rozbić konsolidację – i to górą. Duża część danych makro, napływających w ostatnim czasie z USA, była dość słaba – np. indeksy PMI i ISM dla usług, jak też i subindeks zatrudnienia ISM wpisały się w ten nurt. Inne odczyty były w najlepszym razie skromne, w każdym razie na ogół bez rewelacji. Do tego pojawiały się co jakiś czas kłopoty na rynku chińskim, choć trzeba przyznać, że akurat dziś sesja w Szanghaju była tylko nieznacznie na minusie, a poza tym giełda będzie tam do 15 lutego zamknięta (obchodzony będzie Chiński Nowy Rok).
W każdym razie już przedwczoraj, właśnie po odczytach PMI i ISM, rynek podbił gwałtownie wartość euro. Fundamenty miały znaczenie, oczywiście, ale sam atak był też na pewno napędzany spekulacją, jak to zwykle przy łamaniu trendu bocznego. Wczoraj (4 lutego) notowano nawet wyjścia do 1,1235. Rynek uważa, że w obecnym układzie danych makro FOMC zrezygnuje z podwyżki stóp w marcu.
Teoretycznie – i na razie uwagi czynione przez Mario Draghiego w dużej mierze to potwierdzają – może być tak, że EBC zadziała po swojej stronie, również w marcu, tyle że nie poprzez zacieśnienie polityki, a wręcz przeciwnie, przez poluzowanie. No cóż, to jest możliwe i powinno to zbić wartość euro, ale trzeba mieć na uwadze dwie rzeczy. Po pierwsze, pozostało do tego sporo czasu, w sam raz na spekulacje gdzieś w zakresie 1,1060 – 1,1350. Po drugie, w grudniu Draghi zawiódł i musiałby naprawdę wytoczyć duże działa (rozrzucać fiducjarny, sztucznie kreowany pieniądz nieomal z helikopterów, by przywołać słynne karykatury z Benem Bernanke), by rynki to kupiły.
Przed chwilą pojawiły się tak wyczekiwane payrollsy. Napięcie było spore – niektóre serwisy z informacjami forexowymi nawet chwilowo miały problemy techniczne z powodu naporu graczy. Kto pierwszy, ten lepszy, wiadomo, zwłaszcza jeśli ktoś gra na bardzo krótkich interwałach.
Fakty są raczej mizerne dla gospodarki USA. Poza rolnictwem – 151 tys. nowych miejsc w styczniu, przy medianie prognoz 190 tys. i wyniku grudniowym 262 tys. (po rewizji o 30 tys. w dół). W sektorze prywatnym – 158 tys., przy oczekiwaniach rzędu 180 tys., które jednak wyliczane były przy grudniowym rezultacie 275 tys., ale ten obniżono do 251 tys.
Z drugiej strony, płaca godzinowa wzrosła nie o 0,3 proc. m/m, na co liczono, a o 0,5 proc. m/m – zawsze to jakieś pocieszenie, podobnie jak spadek bezrobocia z 5 proc. do 4,9 proc., na co nie liczono (inna rzecz, na ile ta stopa bezrobocia oddaje faktyczny stan rynku pracy, pomijając szerokie grupy ludności, np. tych, którzy pracy już nie szukają lub pracują w niepełnym wymiarze godzin).
Reakcja jest niepewna, tak jak i dane nie są w pełni jednoznaczne (trzeba mieć na uwadze, że rewizja wyników grudniowych była spodziewana i rynek tak naprawdę mógł zakładać rezultaty niższe od oficjalnie podawanych prognoz). Obie strony gry siłują się – świeca dzienna jest dość wąska, chwilami mamy wybicia ponad 1,12, kiedy indziej wartości trochę niższe od tej granicy. Wydaje się – jakkolwiek dopiero następne godziny to określą – że realny jest scenariusz taki: na razie skromna korekta, być może wzmocnienie dolara (ale raczej nie poniżej 1,1060 na EUR/USD); następnie zaś – w kolejnych dniach – utrzymywanie dość wysokich poziomów czy nawet próby parcia ku 1,1350. Będzie to też w pewnej mierze zależeć od tego, co 10 lutego Janet Yellen powie w Kongresie.
Lepszy czas dla PLN?
W ostatnich dniach, jak się wydaje, trochę zmalały ryzyka polityczne związane ze złotym, albo po prostu zeszły z pierwszych stron serwisów. Ogólnie jednak wciąż wisi nad nami wizja taka, że Moody's i Fitch zmniejszą perspektywę polskiego ratingu lub sam rating, jest to jasne. Tym niemniej na razie złoty zyskuje na wartości, w każdym razie do dolara – tutaj (na USD/PLN) ten proces jest bardzo klarowny.
Proces ów oczywiście wiąże się ze wzrostami eurodolara – ale nie tylko. Oto bowiem już ok. 25 – 26 stycznia, po teście okolic 4,15, doszło do przesilenia. Zakładaliśmy wówczas, że jest możliwe, iż wykres będzie parł do linii trendu wzrostowego, łączącej dołki z połowy października i końcówki grudnia, co oznaczałoby dojście w ciągu kilku dni do 3,95 – 3,97. I tak się stało. Zaskoczeniem (może nie poważnym, ale jednak faktycznym) jest to, że linię tę najprawdopodobniej udało się dość klarownie przebić. Jeśli to się potwierdzi, to będzie ona oporem dla ew. zwyżek, a jednocześnie USD/PLN otworzy sobie drogę do wsparcia na październikowych dołkach, czyli mniej więcej do 3,86.
Na EUR/PLN też zyskiwaliśmy, gdy poprawiały się rynkowe nastroje, gdy okresami słabło euro, jak też i z powodu osłabienia ryzyk politycznych. Istotne było przebicie 29 stycznia konsolidacji, tj. zejście poniżej 4,03. Zakładaliśmy możliwość dochodzenia w rejon 4,37 – 4,39 – i znów się nie pomyliliśmy (no cóż, oby ta passa się utrzymała, moglibyśmy rzec z zadumą). 2 lutego testowano 4,3740, ale potem wykres odbił. Mocnym oporem zdaje się być okolica 4,03, wyżej rejon 4,4430 – 4,50. Charakterystyczne jest to, że złoty na EUR/PLN stracił relatywnie mało mimo dużej zwyżki euro na głównej parze.
Po wyżej opisanej publikacji payrollsów złoty lekko traci do dolara – na USD/PLN mamy ok. 3,9440 i więcej, czyli blisko dwa grosze w górę w stosunku do dołków dziennych. Na EUR/PLN mamy wartości powyżej 4,41. Drastycznych zmian chyba nie będzie. Jeśli USD/PLN nie wróci ponad linię trendu, to wizja 3,86 będzie nadal realna, choć nie znaczy to, by należało stawiać na nią 100 proc. środków.